Gorce
Data: 09-10 kwietnia 2016
Dystans: 23,3 km
Trasa: Nowy Targ Kowaniec – schronisko na Turbaczu – Turbacz – schronisko na Starych Wierchach (nocleg) – Bacówka na Maciejowej – Rabka Zdrój
Dzień wyjazdu, wczesny ranek – deszcz leje jak z cebra. Padał całą noc. Ulice całkiem mokre, ściana wody. Jechać czy nie jechać? Oczywiście jechać! Z każdym kilometrem zbliżającym nas do Rabki deszcz był coraz słabszy, aż w końcu zupełnie przestał padać.
W Rabce zostawiliśmy samochody, podjechaliśmy busem do Nowego Targu i ruszyliśmy na szlak. Zanim jednak do niego dotarliśmy, musieliśmy pokonać niezły kawałek asfaltem, aż dotarliśmy do Kowańca.
Na początku szlaku dołączył do nas… pies. Duży, groźnie wyglądający pitbull. Szybko okazało się jednak, że nie zamierzał odgryźć nam tyłków, chciał tylko wskazać drogę we mgle. A mgła, czy też raczej chmura, bardzo ograniczała widoczność. Tak – widoków nie było. Było za to mgliście i tajemniczo.
W końcu dotarliśmy do schroniska na Turbaczu, gdzie zjedliśmy obiad. Nie obyło się również bez zakupu pocztówek (Agnieszka zbiera) oraz wbicia pieczątki w książeczkę GOT (Agnieszka też zbiera). Wzmocnieni strawą (i grzanym piwem) ruszyliśmy na szczyt Turbacza. Niestety tam wreszcie dopadł nas deszcz, w którego strugach, w błocie i śniegu, zdążaliśmy ku Starym Wierchom.
Do schroniska na Starych Wierchach dotarliśmy jeszcze przed zmrokiem. Tam (wreszcie) można było wskoczyć pod prysznic. Pograliśmy jeszcze trochę w Sabotażystę, po czym zawinęliśmy się w śpiwory i poszliśmy spać. Rano po śniadaniu jeszcze obowiązkowy zakup pocztówek i podbicie pieczątki, no i można było ruszać w drogę. Oczywiście najpierw trzeba było wygłaskać schroniskowego pieska i zrobić sobie wspólne zdjęcie.
Czerwony szlak ze Starych Wierchów również tonął we mgle, ale bez najmniejszych problemów dotarliśmy nim do Bacówki na Maciejowej. Tak – kolejne pocztówki i kolejna pieczątka. Kilka zdjęć i można było ruszać dalej, w dół, aż do Rabki. O ile na szlaku, w schroniskach, zdobycie pieczątki potwierdzającej trasę wycieczki to nie problem, trudniej jest znaleźć potwierdzenie zakończenia trasy. W Rabce w kilku kolejno odwiedzanych lokalach odsyłano nas z kwitkiem. W końcu w Kawiarni Zdrojowej trafiliśmy na miłą i zorientowaną osobę, która bez problemu przybiła nam kawiarnianą pieczątkę z nazwą miejscowości. A potem… potem nie pozostało nam nic innego jak ruszyć w podróż powrotną do domu.