Pieniny 2016 – Dzień 3
Trasa 11,3 km: Szlachtowa – schronisko pod Durbaszką – Wysoka – Jaworki
Trzeciego dnia postanowiliśmy zdobyć najwyższy szczyt Pienin – Wysoką. Pogoda na szczęście wróciła, więc wreszcie udało nam się zobaczyć jakieś WIDOKI!
Wyruszyliśmy żółtym szlakiem ze Szlachtowej w kierunku Durbaszki.
Pienińskie szlaki są piękne – wielkie otwarte przestrzenie, łąki z pasącymi się krówkami, owieczkami i… końmi. Wędrowaliśmy beztrosko takim szlakiem, kiedy nagle wprost na nas ruszył koń. Chciał się tylko z nami przywitać, ale my, nieporadne mieszczuchy, wystraszyliśmy się tak wielkiego zwierza, więc zeszliśmy mu z drogi.
Dotarliśmy do schroniska pod Durbaszką. W książeczce przybiliśmy pieczątkę i beztrosko ruszyliśmy w dalszą drogę. Wzdłuż całego szlaku rosło MNÓSTWO pięknych, dojrzałych, czerwonych, soczystych, przepysznych malin. Żerowanie na krzaczkach mocno wydłużyło czas przejścia między Durbaszką a Wysoką. W końcu jednak udało nam się na nią wspiąć – zdobyliśmy najwyższy szczyt Pienin (1050 m n.p.m.)
Z Wysokiej ruszyliśmy w dół do Jaworek. Po drodze zatrzymaliśmy się w bazie namiotowej, żeby zgarnąć kolejną pieczątkę dokumentującą naszą trasę. Otwieramy plecak, chcemy wyciągnąć książeczkę…. a tu… książeczki nie ma. W panice zaczynamy przerzucać kieszenie w plecakach, a książeczki… dalej nie ma. Tak. Zgubiliśmy książeczkę z pieczątkami. W trakcie wędrówki szlakiem raczej nie mogliśmy jej nigdzie zgubić, podobnie jak na Wysokiej (gdzie robiliśmy tylko zdjęcia), dlatego musiała zostać w schronisku pod Durbaszką. Niestety jak na złość nie było zasięgu i możliwości dodzwonienia się do schroniska, dlatego ruszyliśmy dalej.
Zeszliśmy do szałasu Bukowinki, gdzie zjedliśmy obiad. Udało nam się również dodzwonić do schroniska pod Durbaszką. Okazało się, że książeczka została na ladzie, gdzie przybijaliśmy pieczątki. Ta informacja poprawiła nam humory, a na dokładkę trafiliśmy na Harnasia z owieczkami.
Mieliśmy wyjątkowe szczęście, bo podczas naszego pobytu w Pieninach, trafiliśmy na Redyk w Jaworkach. Dowiedzieliśmy się o nim z plakatu, który zauważyliśmy dzień wcześniej w Szczawnicy, dlatego to właśnie w tym dniu wybraliśmy się na Wysoką. Zeszliśmy do Jaworek mając jeszcze ok. 1,5 godz do rozpoczęcia Redyku. Ale jak to mówią: od sklerozy głowa nie boli, tylko się trzeba nachodzić, dlatego ruszyliśmy pędem na Durbaszkę odzyskać nieszczęsną książeczkę. Udało się! Obróciliśmy tak szybko, że zdążyliśmy na Redyk, który otwierało tradycyjne strzyżenie owieczki.
No i znów się potwierdziło, że chodzenie po górach tuczy: pojedliśmy domowych wypieków, oscypków i kiełbasek z grilla, po czym wróciliśmy pieszo do Szlachtowej.