Kościoły,  Muzea,  Zabytki,  Zamki i Pałace

Podróż poślubna – Dzień 1

Teraz już całkiem oficjalnie – od października 2019 gwarkowe szlaki prowadzimy jako małżeństwo 🙂

Po ślubie mieliśmy niestety tylko kilka wolnych dni, ale za to przepiękną jesienną pogodę, dlatego w końcu ruszyliśmy na długo wyczekiwany wypad. Oczywiście naszym celem było „zaliczenie” kolejnych obiektów wpisanych do Kanonu Krajoznawczego Polski.

 

Załadowaliśmy się w samochód i w cudnych październikowych promieniach porannego słoneczka ruszyliśmy w trasę. Pierwsze miejsce, do którego dotarliśmy to:

Pilica

Kolegiata pw. św. Jana Chrzciciela

Kościół w Pilicy został wybudowany w stylu gotyckim na przełomie XIV i XV w., natomiast godność kolegiaty otrzymał ok. 1611 r. Przez wieki kościół przebudowywano, zmieniając jego wygląd architektoniczny. Niestety jego wnętrze mogliśmy zobaczyć jedynie przez kratę.

 

Do odznaki można zdobyć tradycyjne potwierdzenie w formie pieczątki, która dostępna jest na plebanii u ks. proboszcza. Mieliśmy szczęście, ponieważ księdza spotkaliśmy akurat przy tablicy ogłoszeń.

Potwierdzenia można oczywiście zdobywać również robiąc sobie zdjęcie na tle danego obiektu, ale wiadomo – to nie to samo co pamiątkowa pieczątka w zeszyciku 😀

Przy okazji rozmowy z księdzem zdradziliśmy, że jesteśmy niecały tydzień po ślubie. Ksiądz zaskoczył nas wręczając nam z tej okazji pamiątkowe medale.

 

 

 

Zamek w Pilicy

Zamek ten, a obecnie już raczej jego ruiny, nie znajduje się w Kanonie. Nie planowaliśmy go zobaczyć, ale zachęcił nas do tego ksiądz proboszcz. Piękna pogoda sprzyja spacerom, więc stwierdziliśmy, że wcale nie musimy pędzić w dalszą drogę.

Zamek, który otaczają bastionowe fortyfikacje powstał w XVII w. Był wówczas nowoczesną twierdzą, ale i tak został zajęty przez Szwedów podczas Potopu Szwedzkiego. W XVIII w. przebudowano go w stylu barokowym, a wiek później spłonął w pożarze. Ruiny kupił przemysłowiec Leon Epstein, który wyremontował pałac i nadał mu styl neorenesansowy.

 

Podczas II Wojny Światowej w zamku stacjonował pluton zmotoryzowanej żandarmerii – Gandarmerie Mot-Zug 63. Pluton rozstrzelał pod bastionowymi murami zamku ok. 150 osób.

Pomimo tak straszliwej historii, po wojnie w zamku utworzono Dom Dziecka dla dziewcząt, a w latach 80. mieścił się tu zakład poprawczy dla młodzieży.

w 1989 r. zamek kupiła Barbara Piasecka-Johnson planując odrestaurować go i przeznaczyć na swoją rezydencję z otwartą dla zwiedzających galerią malarstwa. Niestety już po roku prace remontowe wstrzymano, gdyż roszczenia do zamku zgłosili potomkowie Kazimierza Arkuszewskiego – ostatniego właściciela, któremu odebrano majątek w 1945 r.

Dodatkowo Sąd Okręgowy w Katowicach uznał, że akt notarialny sprzedaży był nieważny, ponieważ na sprzedaż nie wyraził zgody Minister Kultury. Postępowanie odwoławcze w tej sprawie nie zakończyło się aż do śmierci Piaseckiej-Johnson w kwietniu 2013.

Dzięki temu zamek popada w coraz większą ruinę…

W parku otaczającym zamek można pospacerować dumając nad minionymi czasami i jednocześnie podziwiać naprawdę bardzo stare drzewa.

 

 

Proste, wiejskie drogi wśród pól, pod otwartym błękitnym niebem doprowadziły nas do kolejnego punktu na naszej trasie.

Jędrzejów

Archiopactwo Cystersów

Jest to najstarsze opactwo Cystersów w Polsce, które ufundowane zostało w 1140 r. Konwent cystersów pod przewodnictwem o. Mikołaja przybył tu z francuskiego opactwa Morimond na zaproszenie Janika Jaksy-Gryfity, późniejszego arcybiskupa gnieźnieńskiego.

Arystokracja chętnie zapraszała Cystersów na swoje ziemie, ponieważ byli nie tylko samowystarczalni, ale przyczyniali się również do rozwoju technologicznego terenów, na których się osiedlali. Zakonnicy zakładali kuźnie wodne, stawy rybne, budowali młyny i browary. Dzięki działalności mnichów Jędrzejów uzyskał prawa miejskie w 1271 r.

 

W XV w. Romański pierwotnie kościół przebudowano w stylu gotyckim. Do prac artystycznych zatrudniono tu nawet mistrza Wita Stwosza.

Do ruiny gospodarczej klasztoru przyczynił się w dużej mierze potop szwedzki, podczas którego opactwo zostało ograbione. W 1726 r. spłonął kościół, a kolejny pożar w 1800 r. strawił archiwum i bibliotekę, w której były tak cenne pisma jak: list św. Bernarda do cystersów jędrzejowskich, a także oryginał „Kroniki Polski” Wincentego Kadłubka. Po tych wydarzeniach opactwo nie wróciło już do swojej świetności.

W 1819 r. zakon cysterski skasowano. Mnichom pozwolono zostać w Jędrzejowie, otrzymali jednak zakaz przyjmowania nowych zakonników. Ostatni z nich, Wilhelm Ulawski zmarł w 1855 r.

Cystersi wrócili do Jędrzejowa dopiero w 1945 r., a dopiero w 1989 r. klasztor odzyskał rangę opactwa.

Przed wejściem do klasztoru zauważyliśmy zaparkowany telewizyjny samochód. Okazało się, że akurat trafiliśmy na ekipę, która kręciła odcinek „Rączka gotuje”. Cichutko, na paluszkach podeszliśmy bliżej i pstryknęliśmy zdjęcie.

 

Muzeum im. Przypkowskich

Mieszkający w Jędrzejowie lekarz Feliks Przypkowski od 1895 r. kolekcjonował zabytkowe zegary słoneczne oraz inne eksponaty czy literaturę związaną z gnomoniką. Swoją kolekcję udostępnił publicznie w 1909 r., przy czym stale ją rozbudowywał. W 1962 r. Przypkowscy przekazali zbiory Państwu, ale zachowali wpływ na kształt muzeum mieszczącego się w ich kamienicy, ponieważ dyrektorami instytucji zostali kolejno syn, a później wnuk Feliksa Przypkowskiego.

 

Zwiedzanie (tylko z przewodnikiem) rozpoczyna się od ekspozycji zaaranżowanej w dawnym mieszkaniu Przypkowskich. Eksponaty zgromadzone są w pomieszczeniach zachowanych oraz odtworzonych pomieszczeń z początku XX w. – gabinet, biblioteka, sypialnia i kuchnia. W jednym z pomieszczeń na ścianach można podziwiać złote kurdybany zakupione na pchlim targu w Londynie.

Kolejna część to już współczesna wystawa zbiorów – różnego rodzaju zegarów słonecznych. Kolekcja zegarów w Jędrzejowie jest trzecią na świecie pod względem liczebności oraz wartości eksponatów – zaraz po Planetarium w Chicago i Science Museum w Oksfordzie.

Jednym z ciekawszych eksponatów jest zegar słoneczny z armatką. Słoneczne promienie skupione przez soczewkę podpalały lont, a armatka wystrzałem oznajmiała południe.

 

Na zakończenie wycieczki można zajrzeć do tajemniczego Ogrodu Czasu.

 

 

W dalszą drogę…

Teraz już ruszyliśmy do celu – do Sandomierza. Okazało się, że droga, którą poprowadził nas GPS w zasadzie nie istnieje… Niby gdzieś tam był jakiś objazd… ale co tam… przygoda 😀

 

Zapadła ciemna noc… co prawda zegary nie wybiły jeszcze nawet 19, ale mieliśmy wrażenie, że już po 22… Jechaliśmy dość wąską drogą przez mroczny las. Nie było tam latarń, oświetlonych domów, nawet innych samochodów. Nic tylko drzewa, bardzo blisko po obu stronach tej odludnej drogi.

Ale co jakiś czas światła naszego auta oświetlały jakieś tajemnicze drewniane figury. W końcu zatrzymaliśmy się przy jednej z nich, obracając samochód w poprzek drogi, aby ją oświetlić. Okazało się, że to św. Hubert – patron myśliwych i leśników.

Później znaleźliśmy w internecie informację, że droga, którą jechaliśmy to szlak pątniczy wiodący z Koprzywnicy od klasztoru pocysterskiego i kościoła świętego Floriana do Sanktuarium Maryjnego w Sulisławicach. Rzeźby powstały podczas pleneru rzeźbiarskiego w 2013 r.

W końcu dotarliśmy do Sandomierza… ale o tym już w następnym wpisie.

Polub i udostępnij 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Social media & sharing icons powered by UltimatelySocial